Recenzja: szampon Garnier Fructis Goodbye Damage

By | 03:15 14 comments
Garnier Fructis Goodbye Damage



Od kilu miesięcy moja teoria polega na stosowaniu tego, po czym moje włosy wyglądają zadowalająco. Nie odrzucam silikonów, nie staram się kupować produktów naturalnych. Testuję, sprawdzam i jeżeli działa, stosuję dalej. W dodatku postawiłam na olejowanie oraz balsamowanie włosów. Nie często, raz na jakiś czas. W przypadku regularnego stosowania, moje włosy były nadto obciążone.

Zrezygnowałam też z mocnych farb stosując produkty marki Marion oraz bezbarwną hennę lub odżywki na jej bazie. Staram się unikać spania z rozpuszczonymi włosami, a układanie ich ograniczam do przeczesania podróbką TT. Regularnie zabezpieczam końcówki serum, o którym opowiadałam Wam tutaj.


Sam szampon to lejąca emalia o białym zabarwieniu. Mocno się pieni przez co już niewielka ilość wystarczy do umycia całych długich włosów. Jego zapach jest jest chemiczny, energetyzujący i sądzę, że miał odzwierciedlać zawarty w szamponie olejek z owoców amli. Nie uważam, żeby cel został osiągnięty ale zapach jest ładny i długo utrzymuje się na włosach. 

Poza olejkiem z amli, producent deklaruje obecność keraphyllu, czyli pochodnej białek roślinnych. Szczerze mówiąc jedyne informacje jakie na ten temat znalazłam w sieci pochodzą ze strony garniera lub są słowo w słowo z niej przekopiowane. Dla mnie więc keraphyll pozostanie substancją 'x' :)

Dla zainteresowanych, po prawej zamieszczam zdjęcie pełnego spisu składników. Taki właśnie spis znajduje się na każdej buteleczce szamponu. Warto zauważyć, że Garnier składy zamieszcza w widocznym miejscu na opakowaniach swoich produktów, wielki plus dla marki.

W codziennym stosowaniu szamponu znacznym ułatwieniem jest jego zamknięcie. Bez problemu można go otworzyć mokrymi rękoma. Jednak gdy buteleczka nam się wyślizgnie i upadnie, zabezpieczenie nie jest na tyle solidne i zwyczajnie się otwiera wylewając szampon. Miałam okazję się o tym przekonać wielokrotnie...





Rozpoczynając blogowanie dałam się wciągnąć w nurt 'włosomanii'. Imponowały mi dziewczyny prezentujące na blogach swoje długie, piękne kłaczyska. Odrzuciłam więc wszystkie silikony, nakupiłam masę polecanych produktów i zaczęłam walkę z moimi włosami. Dodam, że były to włosy suche, plączące się i w dodatku fatalnie wycieniowane. Dopiero po czasie dotarło do mnie, że nie tędy droga, to nie dla mnie. Włosy poszły pod nóż, a raczej nożyczki. Obcięłam je na prosto, wyrównałam pozbywając się cieniowania Uzyskałam koszmarnie wyglądającą fryzurkę 'do ramion' ale nie było wyboru, czekałam aż odrosną. Całą historię moich włosków możecie zobaczyć tutaj. Ten właśnie moment zadecydował o całkowitej zmianie w pielęgnacji włosków.



Do wczoraj byłam przekonana, że opowiadałam Wam już o tym produkcie i chcąc trochę dopowiedzieć, przeszukałam całe aLoveliness. Recenzji nie znalazłam, więc nie pozostało nic, jak napisać ją od podstaw z perspektywy bardzo długotrwałego, regularnego stosowania.

Szampon kupiłam po raz pierwszy zaraz po pojawieniu się na rynku tej serii. Nie wierzyłam w opisy, reklamy - cud. Chciałam zwyczajnie spróbować nowości. Pierwsze stosowanie okazało się być przełomem. Włosy lśniące, sypkie, delikatne i nie plączące się - słowem, rewelacja. Dalsze doświadczenia uprzedzę kilkoma kwestiami technicznymi ;)

Szampon zamknięty jest w klasycznej dla marki butelce z miękkiego plastiku. Marka zadbała o to, aby rzucał się w oczy z półek sklepowych. Intensywny, emanujący energią pomarańcz, to z pewnością coś, co trudno przeoczyć. Taka buteleczka bardzo ułatwia wydobycie szamponu, jak że przy końcówce bez problemu można ciachnąć ją nożyczkami. 


Podsumowując wielomiesięczne stosowanie szamponu i wracając do początku posta - pierwszych wrażeń - muszę stwierdzić, że jest to dobry produkt ale do czasu. Powszechnie wiadomo, że szampon należy zmieniać, jako że włosy przyzwyczajają się. Ja z powodzeniem stosowałam garniera przez długi okres, aż w końcu zaczęło się źle dziać. Włosy szybko się przetłuszczały, trudno było je rozczesać. W ostateczności zmuszona byłam myć je codziennie! Podziękowałam pomarańczowej buteleczce za owocną współpracę i pożegnałyśmy się. ;)

Osobiście, z własnych doświadczeń, polecam ten produkt. Wiem jednak, że u niektórych kobiet jest przyczyną pojawienia się łupieżu - zachowajcie czujność! Sama tego nie doświadczyłam, blogerki jednak donoszą o problemie.



Nowszy post Starszy post Strona główna

14 komentarzy:

  1. Mam i uwielbiam ten szampon, a dziś kupiłam odżywkę z tej serii ( czytałam o niej wiele pozytywnych opinii)
    ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬
    http://rozowyswiatmarthe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stosowałam odżywkę i byłam z niej zadowolona. Bez uniesień, zwykła dobra odżywka ;)

      Usuń
  2. Tak szczerze mówiąc zapominam o tej marce, bo zawsze jest coś "nowego", co wpadnie mi w oko. Na pewno lubie te szampony za uczucie świeżości, jakie zostawia na łepetynie. Dużo osób, do których wyjeżdżam na kilka dni ma te produkty i używam ich z przyjemnością :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to ze względu na ich dostępność - są wszędzie :)

      Usuń
  3. Ja miałam odżywkę z tej serii i byłam z niej zadowolona. Też stwierdziłam, że nie wszystkie drogeryjne produkty są złe. Moje włosy lubią naturalną pielęgnację, ale jest taki czas w roku, kiedy odrobina silikonów nie zaszkodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i to właśnie jest zdrowe podejście do sprawy! :)

      Usuń
  4. Oj raczej nie dla mnie ;) Naturalnie mam problem z przetłuszczającą się skórą głowy, więcej nie potrzebuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Do szamponów Garniera w ogóle nie jestem przekonana ... Raz się nacięłam i je omijam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam takie podejście i nie żałuję, że temu cudakowi uległam :)

      Usuń
  6. Ja lubię produkty Garniera. Mam maskę Goodbye Damage i jestem z niej zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja szczególnie zadowolona byłam z ekspresowej kuracji.

      Usuń
  7. dawno nie używałam szamponu tej marki.

    OdpowiedzUsuń

Miło mi będzie, jeśli zostawisz komentarz. :)

Chętnie odwiedzę też Twój blog, więc proszę o link (bez zbędnego komentarza!).