Promocji ciąg dalszy, czyli: tusze, cienie, kredki, linery.

By | 05:12 13 comments

Kontynuując temat promocji w Rossmanie, a raczej przechodząc do drugiej jego części, powiem kilka słów o moim zbiorze kosmetyków do oprawy oczu. Jeśli chodzi o cienie, wspominałyście  że na to czekacie, mam do powiedzenia niewiele. Bliższe są mi produkty, których ta drogeria w swojej ofercie nie posiada. Mimo to, co nieco się znajdzie! :)

Te z Was, które obserwują mnie od dawna, wiedzą że mam obsesję na punkcie maskar. Ciężko byłoby pokazać wszystkie, dlatego wybrałam kilka ulubionych. 
False Lash Effect odgrywa u mnie rolę tuszu do zadań specjalnych. Wersja wodoodporna jest wręcz nie do zdarcia. Tusz nie osypuje się, nie skleja rzęs, nie sprawia kompletnie żadnych problemów. Wiem, że niektóre blogerki krytykują go za wielkość szczoteczki. Fakt, jest ogromna ale to właśnie w niej tkwi sekret tej maskary. Osobiście posługuję się nią bez problemów zarówno malując swoje rzęsy, jak innych. Tusz sprawdza się bardzo dobrze przy makijażach wymagających wytrzymałości - ślubne, wieczorowe idp. Stosuję go również idąc na basen czy też na plażę, bo mam pewność że nie nawali. 
Celebrity Lash to nowość na półkach Wibo. Tusz w kolorze niebieskim polubi  nie każda kobieta. Z pewnością jednak jest to miła odmiana w makijażu. Co do jego wydłużających i zwiększających objętość właściwości, mam wątpliwości. Podobnie sprawa ma się ze szczotą, która ewidentnie należy do kłopotliwych. Zdarza mu się nieestetycznie posklejać rzęsy. Wszystko zależy od sposobu malowania ale zdecydowanie nie użyłabym go jako tuszu 'na szybko' - wymaga precyzji. Gdy przejdziemy przez malowanie, dalej nie sprawia kłopotów. Nie osypuje się ale w kontakcie z wodą spływa. Nie ma co się dziwić, nie jest wodoodporny, ale warto o tym pamiętać. 
One by one Volume Express nazwałabym klasykiem. Swój egzemplarz mam od bardzo bardzo dawna i ciągle nadaje się do użytku. Silikonowa szczoteczka wyprofilowana jest w taki sposób, że w kilka sekund pokryjemy nasze rzęsy idealnie dopasowaną ilością tuszu. Nie skleja włosków, unosi je i sprawia, że twoją efekt ślicznej firanki. Rzęsy sprawiają wrażenie dłuższych i gęstszych niż realnie są. Moja maskara powoli zaczyna się osypywać ale nowe sztuki nie sprawiają tego typu problemów. Jest to doskonały tusz do codziennego użytku.
Growing lashes jakiś czas temu zabłysnęła w blogosferze. Mnie wtedy nie skusiła na tyle, bym sama zaczęła ją używać ale przy okazji promocji, kupiłam ją dla mamy. Ciekawiło mnie czy jej stymulująca wzrost rzęs formuła zadziała na krótkie włoski mamy. Efektów nie zauważyłam pomimo, że stosowana była regularnie. Poza tym wyraźnie odbijała się na opadających powiekach. Jakiś czas później zmuszona sytuacją kupiłam ją dla siebie. Jak widzicie na zdjęciu, musiałam podmienić jej szczotę. Nie mam w nawyku otwierania produktów w sklepie, przez dopiero w domu zauważyłam, że szczoteczka mojej maskary jest trefna. Była zdeformowana w bardzo dziwny sposób, podejrzewam że był to błąd podczas produkcji. Ze szczoteczką od maskary 3D Miss Sporty tusz sprawdza się przeciętnie. Nie skleja rzęs i nie jest kłopotliwy w nakładaniu ale też nie daje pewności, że zostanie z nami cały dzień. Po jakimś czasie zaczyna się osypywać i drobinki wpadają w oczy. Jest to coś, co dla mnie jako osoby noszącej soczewki, dyskwalifikuje maskarę.
Curling Pump Up opisywałam Wam już jakiś czas temu w porównaniu z inną maskarą. Recenzję znajdziecie tutaj, a ja tylko pokrótce przypomnę swoją opinię o niej. Jest to tusz wart polecenia, śmiało można nazwać go klasykiem. Za bardzo niską cenę otrzymujemy maskarę, która nie sprawia żadnych problemów, jest prosta w operowaniu, nie daje nam możliwości sklejenia rzęs, a dodatkowo wyraźnie je unosi.
Pump Up Booster, czyli ostatnia z opisywanych maskar ma swoich zwolenników i przeciwników. Ja bardzo ją lubię, jako że nigdy nie miałam problemu z operowaniem jej wielką szczotką. Nie powiedziałabym też, że skleja rzęsy ale spotkałam się z takimi zarzutami pod jej adresem. Dla mnie jest dobrym tuszem, gdy nie mam czasu na wykonanie lepszego makijażu niż sama maskara. Nadaje rzęsom mocnego koloru i dość grubo je pokrywa przez co tworzą piękną firankę. Minusem jest to, że mocno się osypuje. Jest to jedna z tych maskar, po których po całym dniu nie ma już śladu. Zdarza mi się po powrocie do domu położyć na godzinkę bez zmywania tuszu. Maskara ta w trakcie takiej drzemki sama się zmywa, a raczej wyciera w poduchę. Warto o tym pamiętać, bo tusz nie jest najłatwiejszą rzeczą do sprania. 


Nie jestem miłośniczką używania czarnej kredki. Wiadomo, eyeliner zawsze jest trwalszy i wygodniejszy. Czasem jednak zdarza mi się sięgnąć w biegu po kredkę aby za szybko namalować linię pod górnymi rzęsami, w celu ich zagęszczenia. Kredka przydaje się także przy mocniejszych makijażach wieczorowych, jako baza pod cień. Szczerze powiedziawszy nie widzę powodu, aby w tak błahym celu kupować produkt z wyższej półki cenowej. Kohl kajal eye pencil trafia w moje wymagania. Jest miękka, łatwo się rozmazuje i daje możliwość stworzenia równomiernej bazy. Użyta na linię wodną nie znika w mgnieniu oka choć tego własnie się spodziewałam po miękkim ołówku. Niestety nałożona pod górną linię rzęs, ma tendencje do odbijania się na linii wodnej.


Przy jednym z makijaży pytałyście mnie o kolorowe kredki z Miss Sporty. Od razu zaznaczę, że nie są to produkty, które polecam. Należą raczej do twardych, przez co malowanie nimi nie należy do przyjemnych. W makijażach przeze mnie publikowanych charakteryzują się dość ładną pigmentacją ale zawdzięczają ją duraline, który wydobywa z nich kolor. Same w sobie są dość niewyraźne choć trwałe. Nie nadają się na linię wodną, a u osób z wrażliwymi okolicami oczu, także na górną powiekę. 
Wtrąciłam tutaj także kredkę Eye liner z Pierre Rene jako przeciwieństwo powyższych. Kredka nie jest dostępna w Rossmannie, a w Drogerii Natura, gdzie również złapiecie ją w promocji 40%. W moim centrum handlowym niestety drogeria ta nie cieszy się bogatym asortymentem, przez co tam nie bywam. Dlatego też w tym poście skupiam się głównie na Rossmannie. Wracając do kredki, jest miękka i dobrze napigmentowana. Doskonale sprawdza się na linii wodnej do optycznego powiększenia oczu ale także jako baza pod cienie czy też do rozjaśniania łuku brwiowego. Poza białym, firma oferuje 8 innych kolorów. Przyznam szczerze, że chętnie wybiorę się po kolejne kolorki i Wam również polecam.
Ostatnim z powyżej pokazanych jest eyeliner  Wibo. Kolejny już klasyk z Rossmannowych szaf. Stosowałam go dawno temu, gdy rozpoczynałam swoją przygodę z makijażem. Charakteryzował się wówczas doskonałą pigmentacją i szybkim schnięciem. Następnie dłuższy czas nie stosowałam tego typu linerów ale ostatecznie uznałam, że warto coś takiego mieć w swojej kosmetyczce. Sięgnęłam ponownie po Wibo i ku mojemu rozczarowaniu uznałam, że to nie to samo co kiedyś. Owszem, w dalszym ciągu jest dobrze napigmentowany ale nieco rzadsza formuła sprawia, że może tworzyć prześwity, a tym samym wymagać kilku warstw. Również czas schnięcia nieco się wydłużył co sprawia, że w pośpiechu możemy naszą kreseczkę odbić na powiece. Ponadto zauważyłam, że mnie podrażnia podczas wysychania. Mam mieszane uczucia wobec tego produktu i zdecydowanie wolę sięgnąć po ten od Pierre Rene. 


W tym przypadku dużo nie trzeba mówić, wystarczy spojrzeć na moje makijaże w galerii MakeupBee. Używam go niemalże zawsze! Lasting Drama Gel Liner charakteryzuje się pięknym głębokim odcieniem czerni i doskonałą trwałością. Na głowę bije wszystkie drogeryjne linery, jakie miałam okazję stosować. Doskonale utrzymuje się na linii wodnej, nie spływa z niej. Dołączony pędzelek niestety nie sprawdza się najlepiej jeżeli chcemy wykonać cieniutką kreseczkę. Zdecydowanie lepiej wówczas sięgnąć po inny pędzel do linera. Podczas nakładania bezpośrednio ze słoiczka zdarzały mi się grudki, przez które kreska nie była idealna. Znalazłam na to dwa sposoby. Pierwszy z nich to wcześniejsze rozrobienie go na palcu. Niestety tym sposobem za każdym razem zmarnujemy odrobinę produktu. Dlatego lepszą metodą jest dodanie kropli duraline, który nie zmieni właściwości produktu, a sprawi że będzie on mniej zbity i tym samym wygodniejszy w nakładaniu. 


Kolejny eyeliner - pomyślicie. Owszem, ale tym razem w nieco innym zastosowaniu. o niewielkie cudo jest jednym z moich faworytów jeśli chodzi o brwi. Doskonale sprawdza się zarówno przy ich kreseczkowym uzupełnianiu, jak i malowaniu łuku. Nie mam żadnych zastrzeżeń pod jego adresem, a więc oszczędzę sobie obszernego opisu. Z pewnością pojawi się jego recenzja w najbliższym czasie.


 Produkt, który mocno mnie zaskoczył zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Po pierwsze cienie są bardzo mocno napigmentowane i doskonale trzymają się powieki. Podczas nakładania dość mocno się osypują dlatego najlepszą metodą nakładania ich jest wklepywanie. Przechodząc do niemiłej niespodzianki, przy dwóch opakowaniach, które posiadam, cień kończy się na równi z plastikiem. Wypukłość sprawia wrażenie, że otrzymujemy produktu więcej niż jest realnie. Mimo to uważam, że cienie warte są wydania kilku groszy.


Ostatnio w ofercie pojawiła się nowa paletka cieni pod nazwą Make Up Box. Wibo po raz kolejny zwiodło reklamując stary produkt jako nowość. Nie postarali się nawet o najmniejszą zmianę w kolorystyce metalicznych cieni. Cóż, nie pierwszy i sądzę, że nie ostatni raz ta marka się ośmiesza. Tak czy inaczej dla osób poszukujących bardzo mocno połyskujących cieni, paletka Diva's Makeup Kit, czy raczej obecnie wyżej wspomniany Make Up Box jest doskonałą propozycją. Cienie mają doskonałą pigmentację, której nie tracą nawet podczas rozcierania. Ich konsystencja jest miękka, a więc u osób z tłustymi powiekami mogą sprawiać problemy i zbierać się w załamaniu. Przyznam, że u mnie nawet przy zastosowaniu bazy problem nie znika. Ratuje jedynie duraline. Mimo to bardzo chętnie sięgam po ten zestaw, bo nie znam innego tak cudownie rozświetlającego!




Nowszy post Starszy post Strona główna

13 komentarzy:

  1. Właśnie się ubieram i lecę do Rossmanna :))

    OdpowiedzUsuń
  2. tutaj raczej się na nic nie skuszę,czekam na pomadki i lakiery :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Paletka Diva jest już od dawna niedostępna, bo to była jakaś edycja limitowana. Poza tym od Rossmanna trzymam się z daleka przez wszędobylskie macanie :/ A że u mnie jeszcze testerów brak to już w ogóle :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś tu nie czyta postów tylko obrazki ogląda ;P. Muszę przyznać, że w większości Rossmannów nie zwraca się uwagi na to, co robią klientki. Ja na szczęście mam pod nosem taki, w którym kosmetyki są pilnowane i testery są zawsze dostępne.

      Usuń
  4. Nie lubie tuszu One by one - efekt zerowy :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tzn prawie zerowy - za s laby jak na mój gust

      Usuń
    2. Ja bardzo go lubię właśnie za efekt, jaki dzięki niemu osiągam. Nie uważam, aby był on minimalny - dużo zależy od rzęs. Użyłam go w najnowszym makijażu, który wyświetla się w prawym menu (neonowy). :)

      Usuń
  5. Mnie czeka wyprawa do Rossmanna, oj ciekawe z czym wyjdę :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Ile tuszy ;O ;P Ja jak na razie kupiłam tylko Pernament Taupe z Color Tattoo :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka moja mała obsesja ;p... a to zaledwie kilka sztuk z kolekcji. Rozważałam ten kolorek Color Tattoo. stałam przed szafą ładne kilka minut ale ostatecznie uznałam, że dość mam podobnych.

      Usuń
  7. Porządne zakupy :) Również skusiłam się na eyeliner z Maybelline, dla mnie to kosmetyk kultowy. Dodatkowo dorwałam trzy (!) ostatnie tusze z Lovely i to na tyle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszystkie pokazane kosmetyki to aktualne zakupy. Część mam już od jakiegoś czasu ale uznałam, że warto polecić.

      Usuń
  8. Zakupki jak się patrzy! ;) Ja się dopiero wybieram i mam nadzieję,że coś jeszcze na półkach zostało :P

    OdpowiedzUsuń

Miło mi będzie, jeśli zostawisz komentarz. :)

Chętnie odwiedzę też Twój blog, więc proszę o link (bez zbędnego komentarza!).